Kondycjoner PC-3 SE EVO+Portal zdobyl wyróżnienie portalu Highfidelity.pl
W podsumowaniu możemy przeczytać:
“Proponuje rzeczy, które z listwami są niedostępne, przede wszystkim zmniejszenie szumów tła do tak niskiego poziomu, że wydaje się, że dźwięk jest cichszy. Podkręcamy gałkę siły głosu o minimalny kat i otrzymujemy bardziej dynamiczny, bardziej plastyczny dźwięk niż bez kondycjonera. Ale równie ważne będzie dociążenie basu i wyczyszczenie jego średniego zakresu. A to wszystko przy jedwabistej, przyjemnej górze pasma. To realne, namacalne, wartościowe pójście w kierunku, o którym marzy chyba każdy z nas – melomanów, fanów i wariatów audio… RED Fingerprint.”
“Oglądając zdjęcia z wystaw audio na całym świecie, począwszy od kameralnej, portugalskiej Lisbon Audio Show, poprzez wielką, wielowymiarową warszawską Audio Video Show, aż po potężną monachijską High End, wszędzie tam – jest na to duża szansa – na kilku, a zapewne na kilkunastu zdjęciach znajdziecie państwo sylwetkę któregoś z kondycjonerów firmy GigaWatt. Sprawy mają się bowiem tak, że to jedna z „tajnych broni” wielu wystawców, nawet jeśli eksponują przede wszystkim elektronikę, kolumny czy kable.
Słuchając muzyki przy udziale PC-3 SE EVO+ nietrudno zrozumieć, dlaczego sięgają po produkty tej firmy. Muzyka brzmi z nim wyjątkowo gładko, plastycznie, przyjemnie. To dźwięk, który ucieka od zazwyczaj uzyskiwanego z kondycjonerów dokładnego, ale nieco zimnego dźwięku. Jest wprost przeciwnie – to dociążone, gęste, można nawet powiedzieć – nie do końca tak jest, ale niech będzie – ciepłe granie.
Ponieważ w czasie testu przesłuchałem całą gamę płyt, zarówno CD oraz SACD, jak i LP, z muzyką jazzową, klasyczną, rockową i elektroniczną, z pełną świadomością mogę powiedzieć, że to urządzenie niezwykle uniwersalne. Nie było nagrania, które by zabrzmiało w zupełnie odmienny sposób, u którego nie można by znaleźć tych zalet – wszystkie z nich korzystały.”
“PC-3 SE EVO+ robi coś jeszcze – pogłębia bas i lekko koryguje jego średni zakres, który w listwie zasilającej Acoustic Revive, występującej tu jako punkt odniesienia, jest trochę podrasowany. GigaWatt idzie z całością gładko i równo – jak chociażby przy płycie *The Anatomy of Silence** grupy Diary of Dreams ten niemiecki zespół grający na co dzień muzykę *dark wave**, nagrał na niej akustyczne wersje swoich przebojów. Ani to płyta specjalnie audiofilska, ani obiekt westchnień melomanów, natomiast dla fana – którym jestem – świetna rzecz.
Z kondycjonerem muzyka się uspokoiła, wyrównała, zgęstniała. Pogłosy były mniej istotne niż z listwą Acoustic Revive i słychać było, że polski kondycjoner robi coś innego – w miejsce ultymatywnej rozdzielczości stawia na łączność. Nie, żeby coś z jego rozdzielczością było nie tak, ale zdajemy sobie chyba sprawę, że każda technologia, każdy wybór to kompromis i nieco inny zestaw cech. Najmocniejszym atutem listew zasilających, przynajmniej tych najlepszych, jest fantastyczna dynamika. Z kolei kondycjonery, znowu – te najlepsze – za cenę lekkiego utemperowania ataku dają bardziej plastyczny, w sensie: płynny, dźwięk.
GigaWatt robi to wszystko z wyczuciem, ładnie. Niczego nie chowa, nie zamazuje, nie dusi – to rzeczy, które się z kondycjonerami zdarzają, tym płacimy za ochronę urządzeń – listwy jej nie zapewniają! – a także za inne zalety. Testowany model jest jednak gdzie indziej, w miejscu, w którym wciąż te ograniczenia obowiązują, ale nie mają już mocy sprawczej, nie są specjalnie ważne.”